Debata “Investor Relations, a sztuka politycznej poprawności w kontekście ESG” portalu esg.pl z udziałem:
Dariusz Jarosz – redaktor naczelny esg.pl
Ludwik Sobolewski – partner w QualiaAdVisory, były prezes GPW
Andrzej Stec – red. nacz. Gazeta Giełdy Parkiet
Jarosław Dominiak – prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidulanych
Filip Gorczyca – członek zarządu Stowarzyszenia Niezależnych Członków Rad Nadzorczych
Partnerzy debaty:
Dariusz Jarosz, redaktor naczelny esg.pl:
Szanowni Państwo. ESG (Environmental, Social, Corporate Governance), które obejmuje kwestie związane z ochroną środowiska, odpowiedzialnością społeczną i ładem korporacyjnym stało się w ostatnich latach tematem politycznym. W USA są już wyraźnie zarysowane podziały. Demokraci są „za” ESG, a republikanie dominujący tradycyjnie w stanach południowych, gdzie dominuje przemysł wydobywczy są „przeciw”. Front zmienili też brytyjscy Torysi, którym przestały przeszkadzać samochody o napędzie spalinowym. W Polsce ostatnie wybory parlamentarne, pokazują, że klimat dla promowania ESG może być znacznie lepszy niż za rządów Prawa i Sprawiedliwości. W jakim stopniu polityka będzie obecnie wpływać na to co się będzie dziać Relacjach Inwestorskich, czyli w jednym z ważnych komponentów Governance, bo, że dotąd wpływała i to bardzo, to chyba wszyscy mamy świadomość?
Ludwik Sobolewski, partner w QualiaAdVisory, były prezes GPW: Kiedyś mieliśmy CSR, czyli społeczną odpowiedzialność biznesu, co w polskiej praktyce głównie zaowocowało ładnymi sprawozdaniami rocznymi. Potem uznano, że ESG będzie takim nowym otwarciem, ale od razu pojawiły się problemy metodyczno – warsztatowe w ocenie spółek pod kątem kryteriów środowiskowych, społecznych i ładu korporacyjnego. Niespodziewanie zaczęto mieć trudność z jej jednoznaczną oceną. Przykładowo, firma mogła dbać o klimat, ale jednocześnie źle traktowała pracowników. Sam zacząłem się nad tym zastanawiać. Jak właściwie należałoby zakwalifikować np. Teslę z tego punktu widzenia? Z jednej strony firma produkuje „czyste elektryki”, a z drugiej kierujący nią Elon Musk w zasadzie nie uznaje żadnych zewnętrznych standardów ładu korporacyjnego. Do tego propagator ESG w światowych finansach Larry Fint, szef funduszu BlackRock stwierdził, że jego menedżerowie będą głownie inwestować w spółki mające strategię klimatyczną. Ale zostały wykryte przypadki greenwashingu i nastąpiła krytyka aktywistów i temat stał się polityczny. Przyznam, że i ja zacząłem mieć wątpliwości, czy temat ESG jest na pewno taki neutralny. Obecnie jesteśmy w fazie, że promuje on pewne konkretne biznesy i typy inwestycyjne, a innych nie. Upraszczając, jedni chcą bardzo dużo zarobić na ESG, a innym się to nie podoba, bo są tego zarobku pozbawieni.
Możemy oczywiście przyjąć, że wszystkim chodzi tylko i wyłącznie o to, żeby było czyściej na planecie, ale firmy zarabiają gigantyczne pieniądze na związanych z tym trendach. Podobno do samochodu elektrycznego potrzeba 30 razy więcej miedzi niż do spalinowego i ktoś tę miedź musi wyprodukować. Tutaj trwa konkurencyjna walka na wielu poziomach. Co prawda zostałem pozbawiony pewnych złudzeń i iluzji, ale nadal jednak uważam, że ESG jest sensowne. Wdaje mi się jednak, że to idzie w nie najlepszą stronę jeśli chodzi o praktyczne wdrożenie tego konceptu.
Dariusz Jarosz: Czy inwestujący na polskiej giełdzie też pozbyli się złudzeń i iluzji, patrząc w jaki sposób zachowywał się w ostatnich latach dominujących w WIG 20 akcjonariusz, czyli Skarb Państwa? Tutaj, zasady ładu korporacyjnego wielokrotnie łamano nie licząc się ze zdaniem mniejszościowych akcjonariuszy. Ryzyko polityczne było bardzo duże, a wpływ decyzji politycznych wielokrotnie wpływał na wycenę spółek m.in. z branży energetycznej czy banków. Jak to wygląda z punktu widzenia inwestorów, którzy własnymi pieniędzmi głosują na tym rynku?
Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych: Dodam, coś jeszcze do wypowiedzi Ludwika Sobolewskiego. Półtora roku temu zostaliśmy zaproszeni przez francuski think-tank do pogłębionych wywiadów w ramach grup fokusowych, gdzie pytano nas o ESG. Na tle 7 krajów polscy inwestorzy wypadli całkiem nieźle jeśli chodzi o posiadaną wiedzę. Zaskoczyło mnie jednak to, że Polacy bardzo jednoznacznie stwierdzili, że po pierwsze trudno jest im ocenić, które projekty są ESG, a które je tylko udają, a po drugie są bardzo podejrzliwi, że są to projekty stworzone przez elity i grupy interesu. Nasi inwestorzy nie wierzą w czystość idei. I od razu przechodząc do tego, co, o co Darku, zapytałeś, to oczywiście, sytuacja jest dramatyczna. Optyka inwestora indywidualnego, który jest przede wszystkim zainteresowany stopą zwrotu jest bardzo jednoznaczna, a ocena krytyczna. Wszystkie ryzyka mówiąc kolokwialnie musi on, czyli inwestor indywidualny „brać na klatę” a ryzyko polityczne to największa zmora rynku. To główna też przyczyna opuszczania przez niego warszawskiej giełdy. Sytuacja w której wychodzi minister i mówi co ma zrobić notowana spółka w imię politycznej decyzji, bo taki jest interes państwa jest mega frustrująca.
Dariusz Jarosz: Spółka prowadzi dobre relacje inwestorskie wtedy, gdy jest przewidywalna a przewidywalność to mniejsze ryzyko inwestycyjne. By tak się działo niezbędna jest dobra komunikacja z rynkiem, w tym z inwestorami. Jak oceniacie jej obecny poziom? Czy tutaj nie występuje pewien dysonans pomiędzy tym co komunikuje spółka, a tym co ma do powiedzenia jej główny akcjonariusz?
Andrzej Stec, redaktor naczelny Gazety Giełdy Parkiet: Duże spółki powinny być wzorem dla mniejszych i to na nich spoczywa pewna odpowiedzialność za jakość komunikacji na rynku. I mamy tutaj do czynienia z dużym ryzykiem, zwłaszcza tam gdzie państwo ma kontrolny pakiet akcji. Ostatnio jeden z członków rady nadzorczej „państwowej” notowanej spółki w prywatnej rozmowie przyznał, że praktycznie zarząd i tak niczego nie konsultuje z radą nadzorczą , bo realizuje jakieś wytyczne, więc czuje się zupełne niepotrzebny. Oczywiście spółka spółce nierówna i są też takie, które starają się prowadzić IR na wysokim poziomie. Cały czas podzielam zdanie, że dobra komunikacja to dobra wycena i nic się tutaj nie zmieniło. Nawet jak wyniki są słabsze to kurs może być wyżej, bo zawiera w sobie premię za dobrą komunikację, transparentność i systematyczność. Nie może być tak, że prezes pojawia się na konferencji prasowej pierwszy raz, gdy spółka debiutuje a drugi, gdy podnosi kapitał.
Ludwik Sobolewski: Mamy od czynienia z pewną zmianą dotyczącą komunikowania się spółek państwowych. Jeżeli byśmy wzięli pod uwagę wolumen tych przekazów i generowanych komunikatów to jest on bardzo duży. Z pewnością nie można powiedzieć, że jest to zaniedbywane. Największe spółki zaczęły się zwracać praktycznie do całego społeczeństwa. Dlaczego? Bo realizują interes polityczny. Są firmami o masowej komunikacji. Ja z perspektywy giełdowej, rynkowej i inwestycyjnej wolałbym, żeby po pierwsze zwracały uwagę na jakość tej komunikacji, a po drugie, żeby adresowały ją w pierwszym rzędzie do swoich interesariuszy, czyli tych, którzy powierzyli jej pieniądze albo mogliby to zrobić.
Dariusz Jarosz: Mieliśmy ostatnio szereg przykładów, że cele komunikacyjne związane z drugą literą ESG, czy S (eng. social responsibility, pol. społeczna odpowiedzialność) przesłoniły cele związane z trzecią, czyli G (eng. corporate governance, pol. ład korporacyjny). Niektórym z nich zakazano nawet, uczestnictwa w kampanii referendalnej, mimo tego że bardzo chciały. Przypomnę, że na początku tego roku norweski fundusz państwowy, Norges Bank Investment Management największa na świecie instytucja tego typu zarządzająca aktywami wartymi 1,3 bln dol., umieścił Orlen na 3 lata na liście obserwacyjnej ze względu na “nieakceptowalne ryzyko, że firma przyczynia się do poważnego naruszania praw człowieka”. Ten ruch Rada Etyki norweskiego funduszu argumentuje przejęciem przez Orlen wydawnictwa Polska Press i jego skutkami dla wolności prasy i wypowiedzi w Polsce.
Ludwik Sobolewski: Tak, ciekawa byłaby analiza, dlaczego niektóre spółki z WIG20 uznały, że dla zysku, rentowności, pozycji rynkowej i wielu jeszcze innych aspektów, które interesują inwestora indywidualnego istotne jest wspieranie referendum (przez fundacje powołane przez spółki SP – przyp. red.) , w którym poruszano m.in. temat polityki przyjmowania imigrantów.
Dariusz Jarosz: Czy publiczne spółki prywatne lepiej się zachowują? Czy są powyżej średniej jeśli chodzi o standardy ESG oraz Investor Relations, czy też po prostu wypełniają niezbędne, narzucane przez prawo minimum?
Filip Gorczyca – członek zarządu Stowarzyszenia Niezależnych Członków Rad Nadzorczych:
Odpowiadając na pytanie, czy ostatnie zmiany polityczne w Polsce wpłyną na ESG, uważam, że nie będzie tutaj rewolucji. Spółki kontrolowane przez państwo są jednak liderami na warszawskiej giełdzie w tym obszarze, zwłaszcza jeśli chodzi o litery E i S. Nawet w przypadku litery G, gdyby rozbić ją na wiele kryteriów i przyznawać w ten sposób punkty, to w ostatecznym zestawieniu zajęłyby bardzo przyzwoite miejsca. Przykładem jest chociażby ustrukturyzowany sposób podejmowania decyzji, który jest problemem wielu prywatnych spółek. Również pod względem raportowania notowane firmy kontrolowane przez państwo lepiej się pozycjonują i są bardziej zaawansowane w ESG niż większość giełdowych spółek prywatnych. Oczywiście pod niektórymi względami jeśli chodzi o literę G – które słusznie napiętnujemy i które mają fundamentalne znaczenie, jak choćby procesy nominacji członków rad nadzorczych i zarządów czy nierespektowanie praw akcjonariuszy mniejszościowych – sytuacja w spółkach kontrolowanych przez państwo wygląda bardzo źle. Ale temat ESG jest jednak znacznie szerszy. Ponadto rozczarowujące jest to, że po ponad 30 latach kapitalizmu w Polsce największymi spółkami giełdowymi są nadal firmy kontrolowane przez państwo. Jest to jednak w pewnym sensie porażka prywatnego biznesu w budowaniu dużych spółek. Być może jedną z przyczyn jest zjawisko, które Jacek Santorski opisuje jako folwarczna kultura organizacyjna powszechnie występująca w naszym kraju.
Temat ESG i zrównoważony rozwój na szczęście nie budzą zbytnich kontrowersji politycznych w Polsce, bo temat tynku kapitałowego nie leży w kręgu szczególnego zainteresowania polityków. Jeśli chodzi o spółki prywatne, to różnie z tym bywa. Są takie, które idą w dobrym kierunku. Ale większość, zwłaszcza mniejszych spółek, nie wsiadła do pociągu z napisem ESG i „pozostała na peronie”. Na temat ESG patrzą wyłącznie przez pryzmat regulacji, które też, powiedzmy sobie szczerze, dla małych spółek są często zbyt daleko idące, zbyt uciążliwe, niedostosowane do ich rozmiarów.
Ludwik Sobolewski: Nie jestem zwolennikiem wszelkiej maści rankingów, zwłaszcza tych, które są oparte na bardzo wielu kryteriach. Jeśli rozmawiamy o kondycji polskiego rynku kapitałowego w kontekście ESG, to skupmy się na najistotniejszych zjawiskach, tych które „pchają” go do przodu. Duże firmy, zwłaszcza z udziałem państwa powinny świecić przykładem. I tutaj mamy z tym problem. To, że mamy przeważenie w głównym indeksie państwowych firm to bardziej porażka programu prywatyzacji, który udał się połowicznie. a nie słabość prywatnego sektora.
Andrzej Stec: Należy też zauważyć, że sporo dużych prywatnych spółek zostało też z giełdy wycofanych. Ważne jest, by do rad nadzorczych wchodzili wyspecjalizowani niezależni członkowie rad nadzorczych. By byli i to wyedukowani eksperci, a nie przypadkowi ludzie.
Filip Gorczyca: Ostatnio brałem udział w konsultacjach w OECD na temat wytycznych dla spółek kontrolowanych przez państwa we wszystkich krajach OECD. Jednym z głównych tematów był tzw. „level playing field”, czyli utrzymanie równych warunków działania na rynku dla przedsiębiorstw państwowych i prywatnych. Państwo prowadzące działalność biznesową i będące jednocześnie ustawodawcą, regulatorem, nadzorcą i zapewniające finansowanie na nierynkowych warunkach, dodatkowo nie oczekując określonej stopy zwrotu, to sytuacja patologiczna. Całkowicie zaburza to konkurencję. Z tym mamy do czynienia przykładowo w sektorze energetycznym, gdzie wielu prywatnych przedsiębiorców spotkały tragedie, bo niemalże z dnia na dzień ich biznesy zostały doprowadzone do upadku lub przynajmniej straciły znaczną część wartości.
Ludwik Sobolewski: Jesteśmy w gronie osób, które od wielu lat obcują z tzw. dużymi pieniędzmi i należy sobie zadać pytanie, jak bardzo kosztowne jest wdrażanie i przestrzeganie coraz większej liczby wszelkiego rodzaju przepisów jakie się wprowadza na poziomie kraju i UE . Kontrolowanie, badanie, sprawozdawanie plus dodatkowe koszty osobowe. Standardy ESG dotykają coraz mniejszych spółek, ich kooperantów i dostawców i są dla nich rosnącym obciążeniem.
Dariusz Jarosz: Polski rynek kapitałowy jest bardzo osobliwym i oryginalnym rynkiem w Europie. Nie ma takiego drugiego, żeby główne sektory, czyli finanse, energetyka, a nawet sama GPW były kontrolowane przez państwo i notowane na giełdzie. Jesteśmy tutaj prawdziwym ewenementem. Mało tego, w ostatnich latach proces renacjonalizacji jeszcze się pogłębił. Padło tutaj stwierdzenie, że trzeba dbać o interes wszystkich akcjonariuszy. Jak należy to rozumieć? Przecież interesy państwowego, a indywidulanego zasadniczo się różnią, bo tego drugiego interesuje przede wszystkim stopa zwrotu z inwestycji, a tego pierwszego niekoniecznie, bo on kieruje się interesem państwa czyli polityką.
Jarosław Dominiak: To jest truizm, to co mówię, ale wypadałoby, by tego państwa było mniej. Jeśli spółka idzie na rynek publiczny to niejako umawia się z akcjonariuszami, co do równego ich traktowania. Od 20 lata organizujemy ogólnopolskie badania inwestorów i wynika z nich, że upolitycznienie spółek jest rosnącym problemem, a standardy na które „umawialiśmy się” nie są respektowane.
Ludwik Sobolewski: Brakuje jednej rzeczy w tej dyskusji, która toczy się prawie od początku rynku kapitałowego w Polsce. Zostawmy na chwilę w spokoju ten skarb państwa. Mamy zawsze jakiś podmiot, dominujący w spółce giełdowej i akcjonariuszy mniejszościowych. Dlatego w moim przekonaniu tarcia miedzy jedną stroną, a drugą są czymś naturalnym, a nie anomalią. To naturalna cecha takich struktur, jeszcze podsycana w pewnym sensie przez to, że spółka jest podmiotem publicznym, a więc musi informować, raportować i prowadzić jakąś narrację. Ważny jest temat niezależności członków zarządu. Może moje pytanie zabrzmi dziwacznie, bo oni są powoływani przez organ nadzorczy, gdzie ten główny akcjonariusz ma często głos decydujący, ale czy powinni być wyłącznie wykonawcami ich woli? A może powinna ich cechować pewna niezależność? Jak się domyślacie, z tonu mojej wypowiedzi zdecydowanie opowiadam za tym drugim. Powinniśmy cenić ludzi z tzw. „kręgosłupem”, którzy potrafią w sposób profesjonalny respektujący różne argumenty prowadzić spółkę, a nie wypełniać bezwolnie wolę głównego właściciela i nie ma tutaj znaczenia czy jest nim państwo, czy inny duży akcjonariusz.
Filip Gorczyca:
W Polsce mamy taki problem, że patrzymy wyłącznie od strony formalnej na kwestię niezależności, a jest to błędne podejście. Powiem trochę na przekór, że jako akcjonariusz wolałbym już mieć brata głównego akcjonariusza w radzie nadzorczej, który jednak będzie miał wiedzę oraz chęć recenzowania poczynań firmy, niż kogoś niezależnego „na papierze”, ale bez charakteru i doświadczenia, nie będącego zdolnym do nawiązania merytorycznej rozmowy z zarządem i bojącego się mu narazić, aby nie zostać jutro głosami głównego akcjonariusza odwołanym. Niezależny członek rady nadzorczej powinien mieć odpowiednie cechy charakteru, wiedzę i być faktycznie niezależny od głównego akcjonariusza. Jako Stowarzyszenie postulujemy, by nieco zmienić regulacje i dobre praktyki śladem rozwiązań brytyjskich. W głosowaniu nad powołaniem niezależnego członka lub członkini rady nadzorczej, główny akcjonariusz powinien po prostu nie brać udziału.
Ludwik Sobolewski: Ja wolałbym mieć w zarządzie i radzie nadzorczej ludzi nie etykietą „niezależny” ale takich, którzy po prostu oprócz wysokich kompetencji, wiedzy, doświadczenia w działaniach wyróżniają się niezależnością. A dlaczego ja o tym mówię w kontekście pytania Darka? Bo moim zdaniem tak charyzmatyczny zarząd, który ma pewną niezależność w swoich osądach, może być pewnego rodzaju odgromnikiem i arbitrem w ewentualnym konflikcie pomiędzy dużymi, a mniejszościowymi akcjonariuszami. Rola takiego protagonisty w dialogu byłaby bardzo ważna.
Dariusz Jarosz: Najlepiej, gdyby prezes był głównym akcjonariuszem i jeszcze w swoich działaniach brał pod uwagę interes drobnych inwestorów. Ludwik stwierdził, że potrzebujemy ludzi z silnym „kręgosłupem”. Szczerze mówiąc ja takich zbyt wielu nie widzę. Przy wielu skandalach w ostatnich latach i patologiach na naszym rynku kapitałowym jakoś ich głosu nie było słychać lub się zupełnie nie przebijał np. przy aferze GetBack, wakacjach kredytowych, cudach na Orlenie, podatku od nadzwyczajnych zysków czy zawieszeniu notowań spółek ASI. Z nostalgią wspominam czasy gdy prezes GPW miał odwagę publicznie wykłócać się o priorytety z przewodniczącym KPWiG w imię rozwoju rynku kapitałowego. Mam wrażenie, że nawet instytucje samorządowe obecnie rzadko zabierają stanowczy głos. Czy to świadczy o słabości uczestników rynku?
Jarosław Dominiak: Jako stowarzyszenie reprezentujące inwestorów indywidualnych zawsze staramy się zabierać głos w ważnych sprawach. Chodzi jednak o to, by on był słyszalny, by większa była jego siła i z tym jest gorzej. Niestety, jest zbyt mały ostracyzm na tym stosunkowo małym polskim rynku, gdzie każdy ma swoje interesy i czasem najwygodniej nie zabierać głosu i czekać z boku. I to mnie przeraża. Pytaliśmy GPW o stanowisko w sprawie podatku od nadzwyczajnych zysków, pytaliśmy KNF o sprawę Kernela. I co? Albo jest cisza albo dostajemy jałowe odpowiedzi. Nie wiem z czego to wynika, bo często jesteśmy po jednej stronie barykady i trzeba robić wiele, by inwestorzy nie odchodzili z tego rynku. Jest wielka niechęć do wyrażania odważnych stanowisk.
Dariusz Jarosz: Wielką rolę mają tutaj do odegrania media.
Andrzej Stec: Jako gazeta giełdy i inwestorów z jednej strony staramy się piętnować naganne praktyki, a z drugiej mamy poobrażanych wielu prezesów, którzy nie znoszą krytyki. Wśród obrażonych są szefowie spółek i państwowych i prywatnych. Dziennie publikujemy 40-100 newsów oraz artykułów i zawsze ktoś jest niezadowolony, bo np. nie spodobał się tytuł albo lead. Co ciekawe, obserwujemy tendencję klasyfikowania nas, że albo jesteśmy „za” albo „przeciw”.
Ludwik Sobolewski: Ja nie widzę zbyt wielu kandydatów do zabierania głosu i to w taki sposób by był znaczący. Wynika to z dwóch przyczyn. Po pierwsze mało jest w Polsce managerów, którzy mogliby albo chcieli wypowiadać się w imieniu „rynku”. Kto chciałby z największych czyli państwowych notowanych firm wystąpić w roli szermierza wiedząc, że ich stanowiska są w dużej mierze są polityczne i mogą zostać wymienieni? Kolejną rzeczą jest podzielenie się przez rynek pewnymi atrybutami i kompetencjami. Za moich czasów, gdy kierowałem warszawską giełdą nie do pomyślenia było, by strategią rozwoju rynku kapitałowego zajmowała się jakaś inna instytucja, bo to my uważaliśmy, że jesteśmy najlepsi w jej definiowaniu. Kolejną rzeczą jest totalna proceduralizacja. Mam wrażenie, że w KNF obecnie nie ma takiego poczucia, że jest ważną instytucją, która współrozwija rynek, tylko porusza się w obrębie procedur. To nie jest dobrze, że osiągnięcie zgodności z pewnymi kryteriami jest zarazem końcem dyskusji, czy coś jest dla rynku dobre, czy złe. Czyli wypełnianie procedur jest celem samym w sobie i nie ma czasu na dodatkową refleksję. Formalizm i stopień skomplikowania (np. w KDPW) w wielu przypadkach jest przerażający. Niestety część instytucji stało się trybikami systemu regulacyjno-nadzorczego. Romantyczny okres budowy rynku kapitałowego w Polsce mamy już za sobą.
Dariusz Jarosz: Ponieważ jesteśmy w gorącym politycznym okresie tworzenia nowego rządu, a cześć postulatów dotycząca rynku kapitałowego pojawiła się w kampanii do parlamentu, to które waszym zdaniem są szczególnie istotne, by wreszcie dokonać na nim zasadniczych zmian?
Filip Gorczyca:
Przede wszystkim należy poprawić corporate governance spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, zwłaszcza procesy nominacji, powoływania członków rad nadzorczych, no i pośrednio członków zarządu. Rada nadzorcza nie powinna być fikcją. Spółki te nie mogą postępować tak, jakby miały jednego akcjonariusza, zwłaszcza że to one zgodnie z konsensusem w ramach konsultacji w OECD powinny wyznaczać dobre standardy. Wiemy, że „ryba psuje się głowy” i jeśli państwo zaczyna się w zły sposób zachowywać, to promieniuje to na resztę. Również w kontekście zrównoważonego rozwoju, bo ja jednak wolę używać właśnie tego słowa niż ESG.
Andrzej Stec: Zadaniem każdej giełdowej spółki jest budowa jej wartości rynkowej. Jeśli z uwagi na akcjonariusza realizuje inne cele to powinna zostać zdjęta z notowań. .
Jarosław Dominiak: Zainspirowany już tu wspomnianym romantyzmem, chciałbym zwrócić uwagę, że przeszkadza nam w coraz większym stopniu formalizm. Szef od investor relations w spółce, giełdowej ma tak dużo różnych rzeczy do wypełniania, bo znowu coś trzeba zaimplementować że traci z pola widzenia swoją podstawową rolę, czyli relacje z inwestorami.
Ludwik Sobolewski: Politycy musza zrozumieć , że nie są kreatorami, a beneficjentami tego co się dzieje w naszej gospodarce. Nasz sukces pochodzi z odwagi, przedsiębiorczości i to jest nasz siła nośna. We wspólnym interesie jest rozwój polskiego rynku kapitałowego i politykom powinno na tym szczególnie zależeć.
Dariusz Jarosz: Dziękuje za rozmowę.