Moje inwestycyjne pasje to dwa trzyliterowe skróty zaczynające się na „E”. Obszary ESG i ETF to niewątpliwi zwycięzcy ostatnich lat. Zaczynają się ze sobą łączyć. I to niebezpiecznie.
Tylko w styczniu i lutym do szeroko rozumianych funduszy, inwestujących zgodnie z kryteriami ESG napłynęło 8 mld USD. To tyle samo, co w całym 2019 roku – wynika z danych FactSet. Ten trend się szybko nie skończy – z ankiet Brown Brothers Harriman wynika, że trzy czwarte zarządzających funduszami planuje zwiększyć zaangażowanie w tym segmencie rynku. Efekty były widoczne już w ubiegłym roku, gdy powstało rekordowe 71 funduszy w USA, opierających się na zasadach zrównoważonego inwestowania. W Europie jest podobnie (wykres niżej):
Nic dziwnego, że nowa moda, którą od zawsze wspieram, przekłada się na opłaty za zarządzanie. Zwraca na to uwagę “Wall Street Journal”. Gazeta podaje, że fundusze ETF, które koncentrują się na ESG mają o 43 proc. wyższe opłaty za zarządzanie niż standardowe ETF-y. W ujęciu absolutnym ta zmiana nie robi już takiego wrażenia (0,20% versus 0,14%), ale warto się zastanowić, za co tak naprawdę płacimy. Danych ESG na rynku jest pełno (nawet za dużo i często wątpliwej jakości), podejść zarządzających do tematu multum (ciekawe podsumowanie przygotowane przez CFA Institute niżej, a skoro różne podejścia, to i różne efekty, więc skąd wiesz, że warto płacić więcej?), a efektów dla świata?
Z tym ostatnim jest różnie. Na razie dominują zagorzali fani zrównoważonego finansowania, ale do mediów (wiadomo, idący pod prąd lepiej się klikają) coraz częściej przebijają się ESG-sceptycy. Warto znać ich poglądy, bo każda dyskusja rozwija. Dlatego zobaczcie Tariqa Fancy, byłego szefa zrównoważonych inwestycji w BlackRock. Z jego wypowiedzi w CNBC wynika, że brak dowodów na to, że inwestowanie ESG ma jakikolwiek wpływ społeczny:
Więcej o inwestowaniu w ETF? Polecam mój blog zByka >>
*Foto główne zaczerpnięte z konta @mysterbuzu, jednego z najlepszych profili inwestycyjnych na polskim Twitterze.